Treningowy objazd VIII maratonu dookoła jeziora Miedwie
Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano:01.07.2013Kategoria Event'y
Z okazji ostatniego objazdu trasy przed VIII maratonem wokół jeziora Miedwie na którym mam plan wystartować oczywiście zgodnie ze stroną "o mnie" - dla fun'u, postanowiłem objechać połowicznie nieznaną mi trasę. Wyjazd spod domu około 9, by zdążyć do Morzyczyna na 10:30, chociaż sam wyjazd opóźnił się o jakieś 20 minut ;)
Trasa:
Pierwsza setka po wypadku, której efekt jest taki że nie poczułem żebym specjalnie, podkreślam specjalnie pojeździł ;)

Zbiórka i krótkie przemówienie z "dyskotekowego" busa ;) © Abarth
Około 10:50 wyruszamy na trasę. Najpierw trasa maratonu zaczyna się na polbruku, gdzie robi się ciasno, ale zaraz jest skręt w prawo i zaczyna się najłatwiejszy fragment maratonu - płaski asfalt na którym można grzać pod 35km/h.
Zdjęć z trasy nie ma, skupiłem się na zapamiętaniu trasy i o ile połowa maratonu jest łatwa do zapamiętania, to później jest już z tym gorzej. Organizatorzy zaplanowali 2 pit-stopy przed bardziej niebezpiecznymi miejscami maratonu.

Pierwszy pit-stop - Koszewo © HTC
Początkowo tempo było mocniejsze, po kilku minutach chyba z powodu mniej doświadczonych bikerów tempo spadło do jakiś 15km/h.
Po przejechaniu dosyć spokojnym tempem 2/3 trasy maratonu, obiecano nam że ostatnie paręnaście najtrudniejszych km, będziemy mogli się pościgać - zresztą już podczas spokojnego objazdu niektórych ponosiło, co skutkowało dość licznymi, choć niegroźnymi crash'ami, mi zresztą też się oberwało - koleś z tyłu nie wyhamował i bieżnik jego opon odcisnął mi się w okolicy łydki ;)

Drugi pit - stop przed wjazdem na główną drogę prowadzącą do Pyrzyc © HTC
Wtedy też można było się najeść/napić. Około 26km maratonu jest bufet, a zaraz za nim kończy się mniej czy bardziej dziurawy asfalt, a zaczynają się płyty jumbo. Tutaj zdecydowanie widać kto przyjechał amatorsko, a komu zależy na dobrym miejscu w maratonie. Od płyt organizatorzy "ściągnęli kaganiec" z co bardziej wyrywnych. Rozpoczęło się ściganie bez limitu. Ja z racji objazdu krajoznawczego nie wyrywałem się i jechałem razem z Jarro, ale także chciałem sprawdzić stan płyt i opon w crossówce oraz tego na ile mogę sobie pozwolić, pojechałem więc dynamiczniej, ale bez "pójścia w trupa". Jechaliśmy razem zmieniając się na prowadzeniu, a także szukając dobrej grupy, z którą można pojechać. W końcu znaleźliśmy i tak jechaliśmy razem przez około 10km, aż do pierwszego większego podjazdu po płytach... wtedy spuchli. Szczególnie jeden. I tak raczej we 2 dojechaliśmy do mety, gdzie czekał poczęstunek. Po trudach maratonu można było najeść się bez limitu ciasta, napić soku czy kawy.

Na mecie © Abarth

Klimat jak i organizacja bardzo miła © Abarth

Schwinn i Kellys dostały nieźle "w kość", więc na osłodę niech mają ciasto :P © Abarth
A ciasto było bardzo dobre. Uzupełniliśmy utraconą energię, chwile odpoczęliśmy i pojechaliśmy do domu.

Byłem, zobaczyłem i się doświadczyłem... © Abarth
...bowiem trasy i tak całej nie zapamiętałem, ale wiem na co zwrócić uwagę, jakim torem jazdy jechać, a także na to że wypadków jest cała masa i teraz wiem w jakim stylu jechać. Poznałem przede wszystkim granice ile mogę, choć nie pojechałem nawet na 70%. Wiem jednak że ostatni nie będę ;)
Organizatorem maratonu jest STC Stargard. I tutaj ukłony dla stowarzyszenia, maraton jest bardzo przyjemny, dobrze zabezpieczony (na objeździe obstawiała także Niemiecka policja!), jeżeli organizacja na maratonie będzie taka, jak na objeździe, jestem przekonany do zapisu.
Trasa:
Pierwsza setka po wypadku, której efekt jest taki że nie poczułem żebym specjalnie, podkreślam specjalnie pojeździł ;)

Zbiórka i krótkie przemówienie z "dyskotekowego" busa ;) © Abarth
Około 10:50 wyruszamy na trasę. Najpierw trasa maratonu zaczyna się na polbruku, gdzie robi się ciasno, ale zaraz jest skręt w prawo i zaczyna się najłatwiejszy fragment maratonu - płaski asfalt na którym można grzać pod 35km/h.
Zdjęć z trasy nie ma, skupiłem się na zapamiętaniu trasy i o ile połowa maratonu jest łatwa do zapamiętania, to później jest już z tym gorzej. Organizatorzy zaplanowali 2 pit-stopy przed bardziej niebezpiecznymi miejscami maratonu.

Pierwszy pit-stop - Koszewo © HTC
Początkowo tempo było mocniejsze, po kilku minutach chyba z powodu mniej doświadczonych bikerów tempo spadło do jakiś 15km/h.
Po przejechaniu dosyć spokojnym tempem 2/3 trasy maratonu, obiecano nam że ostatnie paręnaście najtrudniejszych km, będziemy mogli się pościgać - zresztą już podczas spokojnego objazdu niektórych ponosiło, co skutkowało dość licznymi, choć niegroźnymi crash'ami, mi zresztą też się oberwało - koleś z tyłu nie wyhamował i bieżnik jego opon odcisnął mi się w okolicy łydki ;)

Drugi pit - stop przed wjazdem na główną drogę prowadzącą do Pyrzyc © HTC
Wtedy też można było się najeść/napić. Około 26km maratonu jest bufet, a zaraz za nim kończy się mniej czy bardziej dziurawy asfalt, a zaczynają się płyty jumbo. Tutaj zdecydowanie widać kto przyjechał amatorsko, a komu zależy na dobrym miejscu w maratonie. Od płyt organizatorzy "ściągnęli kaganiec" z co bardziej wyrywnych. Rozpoczęło się ściganie bez limitu. Ja z racji objazdu krajoznawczego nie wyrywałem się i jechałem razem z Jarro, ale także chciałem sprawdzić stan płyt i opon w crossówce oraz tego na ile mogę sobie pozwolić, pojechałem więc dynamiczniej, ale bez "pójścia w trupa". Jechaliśmy razem zmieniając się na prowadzeniu, a także szukając dobrej grupy, z którą można pojechać. W końcu znaleźliśmy i tak jechaliśmy razem przez około 10km, aż do pierwszego większego podjazdu po płytach... wtedy spuchli. Szczególnie jeden. I tak raczej we 2 dojechaliśmy do mety, gdzie czekał poczęstunek. Po trudach maratonu można było najeść się bez limitu ciasta, napić soku czy kawy.

Na mecie © Abarth

Klimat jak i organizacja bardzo miła © Abarth

Schwinn i Kellys dostały nieźle "w kość", więc na osłodę niech mają ciasto :P © Abarth
A ciasto było bardzo dobre. Uzupełniliśmy utraconą energię, chwile odpoczęliśmy i pojechaliśmy do domu.

Byłem, zobaczyłem i się doświadczyłem... © Abarth
...bowiem trasy i tak całej nie zapamiętałem, ale wiem na co zwrócić uwagę, jakim torem jazdy jechać, a także na to że wypadków jest cała masa i teraz wiem w jakim stylu jechać. Poznałem przede wszystkim granice ile mogę, choć nie pojechałem nawet na 70%. Wiem jednak że ostatni nie będę ;)
Organizatorem maratonu jest STC Stargard. I tutaj ukłony dla stowarzyszenia, maraton jest bardzo przyjemny, dobrze zabezpieczony (na objeździe obstawiała także Niemiecka policja!), jeżeli organizacja na maratonie będzie taka, jak na objeździe, jestem przekonany do zapisu.
Dane wycieczki:
Km: | 106.77 | Km teren: | 35.00 | Czas: | 05:32 | km/h: | 19.30 |
Pr. maks.: | 50.50 | Temperatura: | 16.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 2232kcal | Podjazdy: | 363m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Szczecińska masa krytyczna - czerwiec
Piątek, 28 czerwca 2013 | dodano:28.06.2013Kategoria Event'y
Czerwcowa masa krytyczna pod hasłem "masa czarnego na białym na Krzywoustego". Jej celem było zwrócenie uwagi na nieefektywne zagospodarowanie drogi na ul. Krzywoustego w Szczecinie po remoncie, gdzie jest miejsce na wyznaczenie pasa dla rowerzystów. Miejsce jest, pasa nie ma, to sobie go namalowaliśmy ;)
Licznikowe 37.4 km, endomondo nie włączyłem.
Parę fotek z masy:

Zbiórka na Placu Lotników © HTC

Przyczajony tygrys, ukryty smok :D © HTC

Wyznaczamy sobie pas © Abarth

Dzieci mogły artystycznie się rozwinąć © Abarth

Zebrało się nas między 200, a 300 © Abarth

Gdybyśmy malowali farbą, nie kredą, pełnoprawny pas w 10 minut zrobiony ;) © Abarth

Prace wykończeniowe - szkoda że weekendu pas nie przetrzyma © Abarth
Za miesiąc masy nie ma, a jest jedynie godzina dla roweru... znowu. Jak jeździłem w 2011 na masę, była ona co miesiąc, miesiąc temu jej nie było, za miesiąc także => masa co 2 miesiące... Czyżby masa krytyczna w Szczecinie traciła na znaczeniu?
Licznikowe 37.4 km, endomondo nie włączyłem.
Parę fotek z masy:

Zbiórka na Placu Lotników © HTC

Przyczajony tygrys, ukryty smok :D © HTC

Wyznaczamy sobie pas © Abarth

Dzieci mogły artystycznie się rozwinąć © Abarth

Zebrało się nas między 200, a 300 © Abarth

Gdybyśmy malowali farbą, nie kredą, pełnoprawny pas w 10 minut zrobiony ;) © Abarth

Prace wykończeniowe - szkoda że weekendu pas nie przetrzyma © Abarth
Za miesiąc masy nie ma, a jest jedynie godzina dla roweru... znowu. Jak jeździłem w 2011 na masę, była ona co miesiąc, miesiąc temu jej nie było, za miesiąc także => masa co 2 miesiące... Czyżby masa krytyczna w Szczecinie traciła na znaczeniu?
Dane wycieczki:
Km: | 37.40 | Km teren: | 0.50 | Czas: | 01:57 | km/h: | 19.18 |
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 16.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 50m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Po dłuższej przerwie...
Czwartek, 27 czerwca 2013 | dodano:28.06.2013
W końcu po przeszło 3 tygodniach znalazłem czas na rower.
Trasa:
Trasa dość standardowa, kilkanaście razy objechana, tyle że dziś w dłuższym wariancie. Źle mi się jechało, stąd tempo cienkie na tak krótkiej wycieczce - regularność to podstawa. Bez zdjęć.
Jako ciekawostka mogę dodać że będąc w trójmieście na ćwiczeniach terenowych widziałem flash'a. Niestety tylko widziałem, nie zagadałem, bo nie byłem pewien że to on - obok mnie przejechał koleś w koszulce z napisem flash (ale nie flash.bikestats.pl jak na miniaturce), tak to byłbym pewien. Po powrocie do domu sprawdziłem że flash jest z... Gdańska. Także przypadkowe "spotkanie" ;)
Trasa:
Trasa dość standardowa, kilkanaście razy objechana, tyle że dziś w dłuższym wariancie. Źle mi się jechało, stąd tempo cienkie na tak krótkiej wycieczce - regularność to podstawa. Bez zdjęć.
Jako ciekawostka mogę dodać że będąc w trójmieście na ćwiczeniach terenowych widziałem flash'a. Niestety tylko widziałem, nie zagadałem, bo nie byłem pewien że to on - obok mnie przejechał koleś w koszulce z napisem flash (ale nie flash.bikestats.pl jak na miniaturce), tak to byłbym pewien. Po powrocie do domu sprawdziłem że flash jest z... Gdańska. Także przypadkowe "spotkanie" ;)
Dane wycieczki:
Km: | 62.46 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:46 | km/h: | 22.58 |
Pr. maks.: | 43.80 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1388kcal | Podjazdy: | 522m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Wieczorny trening wytrzymałościowy
Wtorek, 4 czerwca 2013 | dodano:04.06.2013
Wieczorne pokręcenie z Jarro lekko zmodyfikowaną pętlą z zahaczeniem z grubsza Goleniowa.
Trasa:
Jechałem w strudze powietrza za Jarro, który jechał szosą i rozcinał powietrze. Sam chwile pojechałem szosą i powiem tak - dobry sprzęt na zawody, ale do codziennej jazdy jak dla mnie się nie nadaje. Schwinn pokazał swoje (i moje) możliwości - mogę trzymać przez kilkadziesiąt km prędkość podróżną w przedziale 28-32 km/h, więcej chwilowo, bo inaczej się zajadę. Średnia teoretycznie wyszła słaba, ale endomondo złapało "żółwia" na 10 minut - w ostatniej godzinie rekord AVG - 27 km/h. Jak na rower do turystyki, tyle wystarczy. Bez zdjęć.
Trasa:
Jechałem w strudze powietrza za Jarro, który jechał szosą i rozcinał powietrze. Sam chwile pojechałem szosą i powiem tak - dobry sprzęt na zawody, ale do codziennej jazdy jak dla mnie się nie nadaje. Schwinn pokazał swoje (i moje) możliwości - mogę trzymać przez kilkadziesiąt km prędkość podróżną w przedziale 28-32 km/h, więcej chwilowo, bo inaczej się zajadę. Średnia teoretycznie wyszła słaba, ale endomondo złapało "żółwia" na 10 minut - w ostatniej godzinie rekord AVG - 27 km/h. Jak na rower do turystyki, tyle wystarczy. Bez zdjęć.
Dane wycieczki:
Km: | 55.56 | Km teren: | 0.50 | Czas: | 02:10 | km/h: | 25.64 |
Pr. maks.: | 43.30 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1258kcal | Podjazdy: | 219m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Spontanicznie, ale udanie
Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano:02.06.2013
Dzisiaj miało być inaczej, a dokładniej jakoś tak. Prognoza pogody wskazywała spokojny, choć pochmurny dzień i faktycznie taki był, ale nie u nas. Jak zwykle ;)
Trasa:
Dzisiaj mieliśmy szarpnąć się na setkę do Niemiec i wszystko byłoby zgodnie z planem, gdyby w Lasku Arkońskim, gdzie chyba wcześniej padało, droga nie zamieniła się w jedno wielkie błoto. Zaczęliśmy z Jarro kalkulować co dalej. Stanęło na tym że jak już jesteśmy uświnieni, to szkoda kończyć trasę na 30km, choć wycieczkę skracamy bo jak po 30km już mamy niespodzianki to co będzie dalej? Może gradobicie? ;) Pojechaliśmy inaczej, po Polskiej stronie.

Jezioro Goplana w Lasku Arkońskim © HTC
Ze względu na uświnione plecy po przejeździe przez Las Arkoński, po którym nie uśmiechało mi się sięgać w błoto po telefon zdjęć dzisiaj umiarkowana ilość :)
Najpierw skierowaliśmy się na Dobrą, stamtąd na Lubieszyn, gdzie przebiega granica Polsko - Niemiecka. Zawsze jeżdżąc tamtędy, skręcałem w prawo w stronę przejścia granicznego, dzisiaj urozmaicenie - w lewo na Dołuje. Jedziemy podróżną 25km/h i zero deszczu, a drogi zaczęły przesychać. No trudno. Na rozjeździe na Przecław przedłużamy sobie drogę, jadąc na Bobolin. Za Bobolinem epizod w Niemczech, zatem w Niemczech byliśmy... 5km ;) Droga równa, 0 samochodów i ani jednej żywej duszy mimo przejechania przed dwie wsie. Zacząłem zastanawiać się czy ta droga nie jest aby zamknięta :D

Taki widok w trasie był powszechny © HTC

Pit-stop w błocie © HTC
Z Niemiec na Barnisław, stamtąd na Autostradę Poznańską i do domu. A oto efekt dzisiejszych wojaży (jak ktoś mi powie że w Szczecinie było sucho i nie padało...)

Lekko ubłocony Schwinn... © Abarth

...tutaj już bardziej... © Abarth

... a to plecy ;) © HTC
Wycieczka mimo niezrealizowania początkowych założeń mimo wszystko udana. Na Prawobrzeżu faktycznie było sucho jakby nic nie padało, mieliśmy zatem pecha. Dla mnie trasa ciekawa, bo tam rowerem także jeszcze nie byłem ;)
Trasa:
Dzisiaj mieliśmy szarpnąć się na setkę do Niemiec i wszystko byłoby zgodnie z planem, gdyby w Lasku Arkońskim, gdzie chyba wcześniej padało, droga nie zamieniła się w jedno wielkie błoto. Zaczęliśmy z Jarro kalkulować co dalej. Stanęło na tym że jak już jesteśmy uświnieni, to szkoda kończyć trasę na 30km, choć wycieczkę skracamy bo jak po 30km już mamy niespodzianki to co będzie dalej? Może gradobicie? ;) Pojechaliśmy inaczej, po Polskiej stronie.

Jezioro Goplana w Lasku Arkońskim © HTC
Ze względu na uświnione plecy po przejeździe przez Las Arkoński, po którym nie uśmiechało mi się sięgać w błoto po telefon zdjęć dzisiaj umiarkowana ilość :)
Najpierw skierowaliśmy się na Dobrą, stamtąd na Lubieszyn, gdzie przebiega granica Polsko - Niemiecka. Zawsze jeżdżąc tamtędy, skręcałem w prawo w stronę przejścia granicznego, dzisiaj urozmaicenie - w lewo na Dołuje. Jedziemy podróżną 25km/h i zero deszczu, a drogi zaczęły przesychać. No trudno. Na rozjeździe na Przecław przedłużamy sobie drogę, jadąc na Bobolin. Za Bobolinem epizod w Niemczech, zatem w Niemczech byliśmy... 5km ;) Droga równa, 0 samochodów i ani jednej żywej duszy mimo przejechania przed dwie wsie. Zacząłem zastanawiać się czy ta droga nie jest aby zamknięta :D

Taki widok w trasie był powszechny © HTC

Pit-stop w błocie © HTC
Z Niemiec na Barnisław, stamtąd na Autostradę Poznańską i do domu. A oto efekt dzisiejszych wojaży (jak ktoś mi powie że w Szczecinie było sucho i nie padało...)

Lekko ubłocony Schwinn... © Abarth

...tutaj już bardziej... © Abarth

... a to plecy ;) © HTC
Wycieczka mimo niezrealizowania początkowych założeń mimo wszystko udana. Na Prawobrzeżu faktycznie było sucho jakby nic nie padało, mieliśmy zatem pecha. Dla mnie trasa ciekawa, bo tam rowerem także jeszcze nie byłem ;)
Dane wycieczki:
Km: | 79.78 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 19.95 |
Pr. maks.: | 40.50 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1698kcal | Podjazdy: | 422m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Do Betonowca ścieżką porzuconych traktorów
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:31.05.2013
Dzisiaj w ogóle nie planowaliśmy z Jarro iść na rower. Plany były na ten dzień zupełnie inne, ale jak zwykle nie wypaliły i teraz pytanie - za oknem słonecznie i ciepło - co robimy? Jarro zaproponował rower. Tylko gdzie? Przez to że jeśli mielibyśmy iść na rower to rano, a tutaj już prawie 11 trzeba było na szybko kalkulować trasę. Zaproponowałem do Betonowca - mimo że w 2011 objechałem całkiem sporo to tam jeszcze nie byłem. To pojechaliśmy ;)
Trasa:
Licznikowo wyszło 86 i AVG o km wyższe, ale dobra...
Z racji nie planowania użycia endomondo, bateria w telefonie była tego ranka na poziomie 30%. Podczas szykowania się do nieplanowanego wypadu, podładowałem do 90%, zbliżała się 11:30, odłączam, dosyć, trzeba jechać. Najpierw do Lubczyny, czyli połowę "testowego balona" ;) Po drodze nie sposób zapomnieć że dziś święto bowiem...

... zgodnie z oczekiwaniami drogę zablokowała procesja :D © HTC
Przeszliśmy obok jak poradził policjant i masters na carbonowym Look'u. Spojrzenie uczestników procesji - bezcenne. Jakby wzrok mógłby zabijać, tego wpisu już by nie było ;)
W Lubczynie na plaży pierwszy pitstop na uzupełnienie energii/wody w organizmie. Z Lubczyny na Komarowo jeszcze po asfalcie... od wspomnianego Komarowa skończyło się płasko i równo. Aby dojechać do Betonowca trzeba jechać wałem, czyli piach i jak dobrze poszło dziurawe płyty.

Tutaj było jeszcze równo i "komfortowo" © HTC...

... bowiem droga była i taka... łącznie przez 25km? © HTC
Rower crossowy i teren jak z maratonu wokół jeziora Miedwie? Ponoć mój Schwinn jest jeszcze na dotarciu... taaaaaa... Skalę trudności trasy niech przedstawi pozostawiony sprzęt rolniczy, który trudom trasy po wale po prostu nie podołał... dobrze że dziś było sucho :D

Pierwszy pechowiec nie dał rady... © Abarth

... 500 m dalej stał i drugi - do łatwych ta trasa zdecydowanie nie należy © Abarth
Walka z terenem trwała i trwała, choć muszę przyznać że mimo wybitnie szosowego bieżnika rower dawał radę. Po trudach z przejazdem, upałem i owadami cel wycieczki został osiągnięty.

Betonowiec widziany z małej plaży do której dotarliśmy © Abarth

Żeby nie było że nie byłem ;) © HTC
Ta plaża to właściwie "plaża", fragment terenu na zadupiu, gdzie można w praktyce dotrzeć kajakiem, pieszo i... rowerem. Samochód co patrząc po traktorach raczej ulegnie. Bliżej do Betonowca już się nie dojedzie, aparatu lepszego nie miałem, jeszcze Jarro padł telefon i mój nie w pełni naładowany musiał robić za nawigację, aparat i jeszcze w tle zapisywać trasę, dlatego zdjęcia są jakie są, zainteresowanych odsyłam do google.

Betonowiec na maksymalnym "zoomie" © Abarth
Na "plaży" chwila na odpoczynek i zawijamy do domu, tym bardziej że zbierały się coraz ciemniejsze chmury. Dzisiaj miało nie padać. To się zdziwiliśmy.

Po drodze most na Inie, który trzyma się głównie na takim lichym mocowaniu © HTC

Pitstop w Modrzewiach © HTC
Jak widać pogoda jeszcze jest nie najgorsza. Przejechaliśmy kilka km i w Goleniowie się rozpadało. A miało dzisiaj nie padać...

Pada? To pod drzewko :) © HTC
Z Goleniowa do Szczecina paręnaście km jeszcze zostało, szosa mokra, a dojechać trzeba. W okolicach Rurzycy zaczęło się robić sucho i narzuciliśmy tempo pod 30km/h, czyli wraca stara, dobra zasada - im więcej przejedziesz, tym szybciej jedziesz. Średnia w ostatniej godzinie wg. endomondo wyniosła 25km/h. Ile wyniosła na ostatnich km? 28?

Trasa chwile po deszczu © Abarth
Trasa ciekawa, choć nie planowana tego konkretnego dnia. Jarro wyraźnie skill wzrósł, ja natomiast po miesiącu niejeżdżenia mimo zrobienia życiówki w "drugim życiu" czuje się dobrze, nic mnie nie boli, nogi lekko twarde, ale to normalne, następnego dnia już jest ok, także trzy cyfrówki mi nie straszne ;) Gdzie następnie, zobaczymy.
Trasa:
Licznikowo wyszło 86 i AVG o km wyższe, ale dobra...
Z racji nie planowania użycia endomondo, bateria w telefonie była tego ranka na poziomie 30%. Podczas szykowania się do nieplanowanego wypadu, podładowałem do 90%, zbliżała się 11:30, odłączam, dosyć, trzeba jechać. Najpierw do Lubczyny, czyli połowę "testowego balona" ;) Po drodze nie sposób zapomnieć że dziś święto bowiem...

... zgodnie z oczekiwaniami drogę zablokowała procesja :D © HTC
Przeszliśmy obok jak poradził policjant i masters na carbonowym Look'u. Spojrzenie uczestników procesji - bezcenne. Jakby wzrok mógłby zabijać, tego wpisu już by nie było ;)
W Lubczynie na plaży pierwszy pitstop na uzupełnienie energii/wody w organizmie. Z Lubczyny na Komarowo jeszcze po asfalcie... od wspomnianego Komarowa skończyło się płasko i równo. Aby dojechać do Betonowca trzeba jechać wałem, czyli piach i jak dobrze poszło dziurawe płyty.

Tutaj było jeszcze równo i "komfortowo" © HTC...

... bowiem droga była i taka... łącznie przez 25km? © HTC
Rower crossowy i teren jak z maratonu wokół jeziora Miedwie? Ponoć mój Schwinn jest jeszcze na dotarciu... taaaaaa... Skalę trudności trasy niech przedstawi pozostawiony sprzęt rolniczy, który trudom trasy po wale po prostu nie podołał... dobrze że dziś było sucho :D

Pierwszy pechowiec nie dał rady... © Abarth

... 500 m dalej stał i drugi - do łatwych ta trasa zdecydowanie nie należy © Abarth
Walka z terenem trwała i trwała, choć muszę przyznać że mimo wybitnie szosowego bieżnika rower dawał radę. Po trudach z przejazdem, upałem i owadami cel wycieczki został osiągnięty.

Betonowiec widziany z małej plaży do której dotarliśmy © Abarth

Żeby nie było że nie byłem ;) © HTC
Ta plaża to właściwie "plaża", fragment terenu na zadupiu, gdzie można w praktyce dotrzeć kajakiem, pieszo i... rowerem. Samochód co patrząc po traktorach raczej ulegnie. Bliżej do Betonowca już się nie dojedzie, aparatu lepszego nie miałem, jeszcze Jarro padł telefon i mój nie w pełni naładowany musiał robić za nawigację, aparat i jeszcze w tle zapisywać trasę, dlatego zdjęcia są jakie są, zainteresowanych odsyłam do google.

Betonowiec na maksymalnym "zoomie" © Abarth
Na "plaży" chwila na odpoczynek i zawijamy do domu, tym bardziej że zbierały się coraz ciemniejsze chmury. Dzisiaj miało nie padać. To się zdziwiliśmy.

Po drodze most na Inie, który trzyma się głównie na takim lichym mocowaniu © HTC

Pitstop w Modrzewiach © HTC
Jak widać pogoda jeszcze jest nie najgorsza. Przejechaliśmy kilka km i w Goleniowie się rozpadało. A miało dzisiaj nie padać...

Pada? To pod drzewko :) © HTC
Z Goleniowa do Szczecina paręnaście km jeszcze zostało, szosa mokra, a dojechać trzeba. W okolicach Rurzycy zaczęło się robić sucho i narzuciliśmy tempo pod 30km/h, czyli wraca stara, dobra zasada - im więcej przejedziesz, tym szybciej jedziesz. Średnia w ostatniej godzinie wg. endomondo wyniosła 25km/h. Ile wyniosła na ostatnich km? 28?

Trasa chwile po deszczu © Abarth
Trasa ciekawa, choć nie planowana tego konkretnego dnia. Jarro wyraźnie skill wzrósł, ja natomiast po miesiącu niejeżdżenia mimo zrobienia życiówki w "drugim życiu" czuje się dobrze, nic mnie nie boli, nogi lekko twarde, ale to normalne, następnego dnia już jest ok, także trzy cyfrówki mi nie straszne ;) Gdzie następnie, zobaczymy.
Dane wycieczki:
Km: | 84.00 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 04:09 | km/h: | 20.24 |
Pr. maks.: | 35.40 | Temperatura: | 22.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1781kcal | Podjazdy: | 186m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Zmiany, zmiany, zmiany...
Niedziela, 26 maja 2013 | dodano:26.05.2013
Jak wspominałem w tym wpisie po operacji zostawiłem sobie miesiąc bez rowerowy. Zbiegło się to akurat z wyścigiem Giro d' Italia i założyłem sobie że "po wyścigu wracam do kręcenia". I jak sobie założyłem, tak też zrobiłem ;) Na początku wyścigu miałem zagwostkę na kogo postawić. W grę wchodziło dwóch kolarzy - Ivan Basso i Vincenzo Nibali. Basso się rozchorował i jego wycofanie "ułatwiło" mi wybór, jak się okazało słuszny :)
Ale skąd te tytułowe zmiany? Otóż miesiąc niejeżdżenia nie poszło na marne. Co prawda nie trenowałem, oszczędzałem organizm by wszystko ładnie się zagoiło, ale postanowiłem wraz ze zmieniającym się po wypadku stylem jeżdżenia sprawić, by także sprzęt za tymi zmianami nadążał. Już od około pół roku szukałem nowego roweru, który spełni pokładane w nim nadzieje - wygodny, zwrotny, szybki, bezawaryjny, gdzie napęd nie będzie głównym kryterium wyboru (w Prerii był, co nie do końca było trafne) i przede wszystkim - z potencjałem do dalszej rozbudowy. Preria została sprzedana, a w te miejsce pojawił się Schwinn Searcher Comp.

Schwinn Searcher Comp Disc wraz z akcesoriami © Abarth
Po pierwszej jeździe muszę powiedzieć że to kawał dobrej, Amerykańskiej "świnki" :P Dobrze jeździ, jest wygodny mimo braku rogów i jest naprawdę szybki. A przy tym nie zrujnował portfela, mam nadzieję że kilkanaście lat mi posłuży. Poza tym kilka upgrade'ów odzieży na sprawdzone Rogelli. Aha i trasa - standardowy "balon" do Lubczyny, w sumie pierwsza trasa Prerią również tam była...
Trasa:
Ale skąd te tytułowe zmiany? Otóż miesiąc niejeżdżenia nie poszło na marne. Co prawda nie trenowałem, oszczędzałem organizm by wszystko ładnie się zagoiło, ale postanowiłem wraz ze zmieniającym się po wypadku stylem jeżdżenia sprawić, by także sprzęt za tymi zmianami nadążał. Już od około pół roku szukałem nowego roweru, który spełni pokładane w nim nadzieje - wygodny, zwrotny, szybki, bezawaryjny, gdzie napęd nie będzie głównym kryterium wyboru (w Prerii był, co nie do końca było trafne) i przede wszystkim - z potencjałem do dalszej rozbudowy. Preria została sprzedana, a w te miejsce pojawił się Schwinn Searcher Comp.

Schwinn Searcher Comp Disc wraz z akcesoriami © Abarth
Po pierwszej jeździe muszę powiedzieć że to kawał dobrej, Amerykańskiej "świnki" :P Dobrze jeździ, jest wygodny mimo braku rogów i jest naprawdę szybki. A przy tym nie zrujnował portfela, mam nadzieję że kilkanaście lat mi posłuży. Poza tym kilka upgrade'ów odzieży na sprawdzone Rogelli. Aha i trasa - standardowy "balon" do Lubczyny, w sumie pierwsza trasa Prerią również tam była...
Trasa:
Dane wycieczki:
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.50 | Czas: | 02:00 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 40.30 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 889kcal | Podjazdy: | 71m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Ćwiartka "typowego klasyka" ;)
Sobota, 20 kwietnia 2013 | dodano:21.04.2013
W kolarstwie sezon klasyków w pełni, zatem dzisiaj trasa podchodziła coś w ten deseń, pomniejszona 4 krotnie. Były podjazdy, kostka, piach i kurz...
Mapa:
Mapa pożyczona z endomondo Jarro, z którym zresztą tam byłem. Moja trasa na endomondo zapisywała się w pełni, pod domem była cała, po włączeniu wi-fi kilka h później by ją zrzucić pozostało jej 1/6...
Najpierw pojechaliśmy kolejny raz asfaltówką do Wielgowa, stamtąd do Płoni. To był najłatwiejszy fragment wycieczki, potem było tylko trudniej ;)

Dojazd do Płoni z Wielgowa, wyglądał mniej więcej tak - na początek kolarstwo przełajowe ;) © Abarth
Z Płoni w kierunku Kołbacza, po drodze zwiedziliśmy Stawy Klasztorne.

Stawy klasztorne © HTC
Droga cały czas przełajowa, trzymamy 20 km/h + mimo crossów. Do Kołbacza został tylko kawałek, jednak na wysokości Rekowa, rozpoczyna się pierwszy z "dzisiejszych klasyków" - Paryż - Roubaix ;)

Pierwszy z "dzisiejszych klasyków" - Paryż - Roubaix © Abarth
Na szczęście kostka nie była długa, a pobocza piaszczystego było sporo to tak nie wytrzęsło. Jarro z semi-slick'ami miał ciężej, chyba dzisiaj mu noga podawała :) Po kostce rozpoczął się gładki asfalt na 120 i całkiem spory zjazd - prędkość oscylowała pod 5 z przodu, zatem kolejny powypadkowy rekordzik - tym razem V max ;) W Kołbaczu obowiązkowo fota Opactwa Cystersów.

Opactwo Cystersów - Kołbacz © Abarth
Z Kołbacza skierowaliśmy się na Stare Czarnowo, kierując się do domu. Celem było wrócić około 14, zatem szybki pit-stop na naładowanie energii przed cmentarzem Wojskowym w Glinnej, gdzie byłem równo 25 miesięcy temu i w drogę do Binowa. Cmentarz przez 2 lata od ostatniej wizyty wiele się nie zmienił.

Fragment cmentarza - nie było czasu na zwiedzanie/fotosowanie © Abarth

Kamień przy wejściu © Abarth

Brama wjazdowa na cmentarz - jak już kiedyś wspominałem warty odwiedzenia © Abarth

Podczas jedzenia przyszła hiena cmentarna, zresztą spasiona, chcąca kawałek batonika energetycznego © Abarth
Aby dojechać do Binowa, trzeba pokonać 4km kostkę z Żelisławca, zatem kolejny "wibracjogenny" fragment wycieczki. Naładowani nową energią przycisnęliśmy do domu, nie robiąc już żadnych zdjęć.

Względnie równa kostka Binowo - Żelisławiec © Abarth - archiwum 2010
W Binowie z kolei jest podjazd, po 40 km w nogach można śmiało powiedzieć że niemal jak w kolejnym klasyku - Liege - Bastogne - Liege. Jarro jadąc nim jesienią miał olbrzymie problemy, teraz jadąc spokojnie i trzymając 10-15km/h podjechał na raz. Upgrade jest, czuć, widać i to mnie cieszy ;) Ale tyle to byłoby za mało. Podjeżdżając teraz trzeba zjechać, nie ma czasu to najkrócej prosto na Bukowe, po kostce w dół mniej więcej taką:

Dzisiejsze wibracje v... 5? © Abarth - archiwum 2010
Z Bukowego prosto na Dąbie do domu. Trasa dość ciężka, ale ani ja, ani (o dziwo) Jarro nie czuliśmy zmęczenia. Gdyby był czas dalibyśmy radę dokręcić do 100 :D Po takiej trasie Preria dała o sobie znać że jest tylko "XC Edizione", a nie rasowym MTB. Tym razem tylko nieznaczenie bowiem od wibracji pękł koszyk.

Koszyk kaput © Abarth
Generalnie koszyk był kupowany aby oszczędzić na wadze, waży jedynie 24g, zatem niemal tyle co carbonowy, kosztując 1/5 tego. Jednak wykonanie z policarbonu jest żałosne, przy 3 jeździe pękł w jednym miejscu, kilka miesięcy pojeździłem, aż do teraz kiedy pękł na pół. Nie polecam koszyków Kellys Cure, następny to na pewno będzie już alu.
Po kontroli wychodzi na to że mam jednak kamienie, aktualnie chyba w spoczynku, zatem idę na operację, po niej będę co najmniej miesiąc "bez rowerowy", wrócę pod koniec maja/początek czerwca. Prerii i tak trzeba wymienić napęd bo łańcuch przeskakuje, teraz dodatkowo pękł koszyk, a w maju rozpoczyna się Giro d' Italia, zatem pewnie po nim wracam do kręcenia :)
Mapa:
Mapa pożyczona z endomondo Jarro, z którym zresztą tam byłem. Moja trasa na endomondo zapisywała się w pełni, pod domem była cała, po włączeniu wi-fi kilka h później by ją zrzucić pozostało jej 1/6...
Najpierw pojechaliśmy kolejny raz asfaltówką do Wielgowa, stamtąd do Płoni. To był najłatwiejszy fragment wycieczki, potem było tylko trudniej ;)

Dojazd do Płoni z Wielgowa, wyglądał mniej więcej tak - na początek kolarstwo przełajowe ;) © Abarth
Z Płoni w kierunku Kołbacza, po drodze zwiedziliśmy Stawy Klasztorne.

Stawy klasztorne © HTC
Droga cały czas przełajowa, trzymamy 20 km/h + mimo crossów. Do Kołbacza został tylko kawałek, jednak na wysokości Rekowa, rozpoczyna się pierwszy z "dzisiejszych klasyków" - Paryż - Roubaix ;)

Pierwszy z "dzisiejszych klasyków" - Paryż - Roubaix © Abarth
Na szczęście kostka nie była długa, a pobocza piaszczystego było sporo to tak nie wytrzęsło. Jarro z semi-slick'ami miał ciężej, chyba dzisiaj mu noga podawała :) Po kostce rozpoczął się gładki asfalt na 120 i całkiem spory zjazd - prędkość oscylowała pod 5 z przodu, zatem kolejny powypadkowy rekordzik - tym razem V max ;) W Kołbaczu obowiązkowo fota Opactwa Cystersów.

Opactwo Cystersów - Kołbacz © Abarth
Z Kołbacza skierowaliśmy się na Stare Czarnowo, kierując się do domu. Celem było wrócić około 14, zatem szybki pit-stop na naładowanie energii przed cmentarzem Wojskowym w Glinnej, gdzie byłem równo 25 miesięcy temu i w drogę do Binowa. Cmentarz przez 2 lata od ostatniej wizyty wiele się nie zmienił.

Fragment cmentarza - nie było czasu na zwiedzanie/fotosowanie © Abarth

Kamień przy wejściu © Abarth

Brama wjazdowa na cmentarz - jak już kiedyś wspominałem warty odwiedzenia © Abarth

Podczas jedzenia przyszła hiena cmentarna, zresztą spasiona, chcąca kawałek batonika energetycznego © Abarth
Aby dojechać do Binowa, trzeba pokonać 4km kostkę z Żelisławca, zatem kolejny "wibracjogenny" fragment wycieczki. Naładowani nową energią przycisnęliśmy do domu, nie robiąc już żadnych zdjęć.

Względnie równa kostka Binowo - Żelisławiec © Abarth - archiwum 2010
W Binowie z kolei jest podjazd, po 40 km w nogach można śmiało powiedzieć że niemal jak w kolejnym klasyku - Liege - Bastogne - Liege. Jarro jadąc nim jesienią miał olbrzymie problemy, teraz jadąc spokojnie i trzymając 10-15km/h podjechał na raz. Upgrade jest, czuć, widać i to mnie cieszy ;) Ale tyle to byłoby za mało. Podjeżdżając teraz trzeba zjechać, nie ma czasu to najkrócej prosto na Bukowe, po kostce w dół mniej więcej taką:

Dzisiejsze wibracje v... 5? © Abarth - archiwum 2010
Z Bukowego prosto na Dąbie do domu. Trasa dość ciężka, ale ani ja, ani (o dziwo) Jarro nie czuliśmy zmęczenia. Gdyby był czas dalibyśmy radę dokręcić do 100 :D Po takiej trasie Preria dała o sobie znać że jest tylko "XC Edizione", a nie rasowym MTB. Tym razem tylko nieznaczenie bowiem od wibracji pękł koszyk.

Koszyk kaput © Abarth
Generalnie koszyk był kupowany aby oszczędzić na wadze, waży jedynie 24g, zatem niemal tyle co carbonowy, kosztując 1/5 tego. Jednak wykonanie z policarbonu jest żałosne, przy 3 jeździe pękł w jednym miejscu, kilka miesięcy pojeździłem, aż do teraz kiedy pękł na pół. Nie polecam koszyków Kellys Cure, następny to na pewno będzie już alu.
Po kontroli wychodzi na to że mam jednak kamienie, aktualnie chyba w spoczynku, zatem idę na operację, po niej będę co najmniej miesiąc "bez rowerowy", wrócę pod koniec maja/początek czerwca. Prerii i tak trzeba wymienić napęd bo łańcuch przeskakuje, teraz dodatkowo pękł koszyk, a w maju rozpoczyna się Giro d' Italia, zatem pewnie po nim wracam do kręcenia :)
Dane wycieczki:
Km: | 54.55 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:48 | km/h: | 19.48 |
Pr. maks.: | 51.00 | Temperatura: | 15.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1700kcal | Podjazdy: | 480m | Rower: | Kross Crow Preria - sprzedana |
Terenowo/asfaltowo, a to wszystko popołudniowo...
Środa, 17 kwietnia 2013 | dodano:18.04.2013
Dziś kolejny piękny dzień, słońce, ciepło, preria odebrana z serwisu - niestety, tak jak się zresztą spodziewałem - do wymiany na dłuższą metę łańcuch i kaseta, zatem trzeba wykorzystać wiosenne popołudnie, a moim wypadku nawet podwójnie - badanie wykazało że mimo dobrego samopoczucia, kamienie, które objawiły się TU spowodowały że decyduje się iść na operację pod koniec miesiąca. Teoretycznie operacja ma być tylko formalnością, ale na pewno przy najmniej przez miesiąc po niej będę bez rowerowy :/ Widząc pogodę trafia szlag, dlatego dzisiaj pokręcenie, dla odmiany w zróżnicowanym terenie.
Mapa:
Najpierw po ostatnio ciągle wałkowanej drodze do Wielgowa (jakoś mnie ona nie nudzi), przez las do Sowna.

Pit Stop w drodze do Sowna © Abarth
Z Sowna skierowaliśmy się na Stawno, droga również offroadowa, także dzisiaj km w terenie się trochę ponabijało (a Preria z Schwalbkami Rapid Rob, w końcu była w swoim żywiole, wszak XC Edizione) :P

Drodze do kategorii XC brakuje sporo, ale w przypadku crossa taka droga to km w terenie ;) © Abarth
W okolicach Bolechowa zaczęliśmy kierować się do domu, z zamiarem powrotu tak by nie zdublować trasy, późna godzina i kończące się zapasy energetyczne spowodowały że zawróciliśmy i wróciliśmy podobnie jak przyjechaliśmy.

Konie na wciąż zalanym polu nad rozlewiskiem Iny © HTC

Pit Stop w lesie na dokończenie picia/jedzenia © HTC

Jak to w lesie - "bestie" wybudziły się ze snu zimowego ;)... © HTC

...zresztą Polacy także - sezon libacji rozpoczęty... © Abarth
Z Wielgowa nadal tempem 23-25 km/h do domu. Wypad fajny i praktycznie bez wiatru, temperatura także idealna. Jeszcze z 1 - 2 wypady zaliczę i co najmniej na miesiąc przerwa...
Mapa:
Najpierw po ostatnio ciągle wałkowanej drodze do Wielgowa (jakoś mnie ona nie nudzi), przez las do Sowna.

Pit Stop w drodze do Sowna © Abarth
Z Sowna skierowaliśmy się na Stawno, droga również offroadowa, także dzisiaj km w terenie się trochę ponabijało (a Preria z Schwalbkami Rapid Rob, w końcu była w swoim żywiole, wszak XC Edizione) :P

Drodze do kategorii XC brakuje sporo, ale w przypadku crossa taka droga to km w terenie ;) © Abarth
W okolicach Bolechowa zaczęliśmy kierować się do domu, z zamiarem powrotu tak by nie zdublować trasy, późna godzina i kończące się zapasy energetyczne spowodowały że zawróciliśmy i wróciliśmy podobnie jak przyjechaliśmy.

Konie na wciąż zalanym polu nad rozlewiskiem Iny © HTC

Pit Stop w lesie na dokończenie picia/jedzenia © HTC

Jak to w lesie - "bestie" wybudziły się ze snu zimowego ;)... © HTC

...zresztą Polacy także - sezon libacji rozpoczęty... © Abarth
Z Wielgowa nadal tempem 23-25 km/h do domu. Wypad fajny i praktycznie bez wiatru, temperatura także idealna. Jeszcze z 1 - 2 wypady zaliczę i co najmniej na miesiąc przerwa...
Dane wycieczki:
Km: | 57.13 | Km teren: | 26.00 | Czas: | 02:51 | km/h: | 20.05 |
Pr. maks.: | 43.80 | Temperatura: | 16.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1216kcal | Podjazdy: | 417m | Rower: | Kross Crow Preria - sprzedana |
Podszczeciński (duuuuży) balon & świerszcze w Prerii?! ;)
Niedziela, 14 kwietnia 2013 | dodano:15.04.2013
Po serwisie, skoro jest niedziela i roweru i tak nie postawie na poważniejszy serwis, a pogoda jaka jest w Szczecinie (i nie tylko) nie sprzyja siedzeniu w domu (ostatnio było wręcz odwrotnie) spowodowało że rozregulowanym, choć umytym i przesmarowanym bike'iem (dzięki czemu nie chodził jak makro z reala, a tylko z decathlonu :P) wybrałem się na dość spokojne podszczecińskie pokręcenie, choć jak na "drugie życie" po wypadku jest to mój dotychczasowy rekord :)
Trasa:
Z racji tego że wyjechałem (oczywiście z Jarro) po 15, a w lesie zalega jeszcze błoto to trasa była wybitnie asfaltowa, choć miało być tam gdzie jeszcze nie było - a w moim wypadku - dawno nie było. Stanęło na powiększonym "podszecińskim balonie".
Najpierw do Lubczyny odwiedzić plażę, ładna pogoda, ciepło i od razu ludzi było całkiem sporo. W drodze na wysokości Pucic natknęliśmy się na całkiem sporą grupę bikerów jadących w przeciwną stronę, pewnie wracali z jakiejś wycieczki/rajdu.

Preriowo-axisowy "odpoczynek" na plaży w Lubczynie © Abarth
Po krótkim pit-stopie na uzupełnienie energii skierowaliśmy się na Goleniów, wiatr był tym razem raczej neutralny - raz w plecy, raz czołowy, a raz z boku - specjalnie nie przeszkadzał. A w Goleniowie natknęliśmy się na...

...MIG'a 21 © Abarth
Od razu przypomniał mi się wypad do Nowego Warpna - tam także spotkaliśmy "dwudziestkę jedynkę" ;)
W Goleniowie szybkie wytyczenie trasy wyjazdu na drogę do Stawna i w drogę. Po drodze na wysokości punktu widokowego nad doliną Iny gdzie także kiedyś już byłem (dziś dużo odwołań do przeszłości, ale sentyment pozostał...) widok zdecydowanie rożni się od niemal analogicznego sprzed 2 lat - pole zalane i po prostu blade... Widać że zima była długa, za długa.

Widok na zalaną Dolinę Iny © Abarth
Później tylko przedostać się na drugą stronę S3'ki i mimo 55 km w nogach obaj trzymamy tempo 23-25km/h. Wycieczka udana i ani ja, ani Jarro, mimo że była to jego prawdziwa życiówka, czujemy się dobrze, w ogóle od zakupu Kellysa na dzień dobry średnia podskoczyła mu o 2 km/h, po 300km przejechanych o kolejne 2. Jestem pod wrażeniem i tak trzymać! Na mnie ten dystans nie zrobił wrażenia, z tym zastrzeżeniem że po wypadku brakuje mi zapasów energetycznych przez co dość szybko zaczyna odcinać mi prąd i muszę się najeść - co jak się okazało - jest bardzo uciążliwe, mam nadzieję że wróci to do normy. Podczas wycieczki rower chodził przedziwnie, na 4 przy biegu na manetce 4 chodzi normalnie, jednak przerzucając na 5 nadal mam 4 na kasecie i coś zaczyna cykać jak świerszcz :P Preria leci na serwis jak najszybciej, może uda się jutro.
Trasa:
Z racji tego że wyjechałem (oczywiście z Jarro) po 15, a w lesie zalega jeszcze błoto to trasa była wybitnie asfaltowa, choć miało być tam gdzie jeszcze nie było - a w moim wypadku - dawno nie było. Stanęło na powiększonym "podszecińskim balonie".
Najpierw do Lubczyny odwiedzić plażę, ładna pogoda, ciepło i od razu ludzi było całkiem sporo. W drodze na wysokości Pucic natknęliśmy się na całkiem sporą grupę bikerów jadących w przeciwną stronę, pewnie wracali z jakiejś wycieczki/rajdu.

Preriowo-axisowy "odpoczynek" na plaży w Lubczynie © Abarth
Po krótkim pit-stopie na uzupełnienie energii skierowaliśmy się na Goleniów, wiatr był tym razem raczej neutralny - raz w plecy, raz czołowy, a raz z boku - specjalnie nie przeszkadzał. A w Goleniowie natknęliśmy się na...

...MIG'a 21 © Abarth
Od razu przypomniał mi się wypad do Nowego Warpna - tam także spotkaliśmy "dwudziestkę jedynkę" ;)
W Goleniowie szybkie wytyczenie trasy wyjazdu na drogę do Stawna i w drogę. Po drodze na wysokości punktu widokowego nad doliną Iny gdzie także kiedyś już byłem (dziś dużo odwołań do przeszłości, ale sentyment pozostał...) widok zdecydowanie rożni się od niemal analogicznego sprzed 2 lat - pole zalane i po prostu blade... Widać że zima była długa, za długa.

Widok na zalaną Dolinę Iny © Abarth
Później tylko przedostać się na drugą stronę S3'ki i mimo 55 km w nogach obaj trzymamy tempo 23-25km/h. Wycieczka udana i ani ja, ani Jarro, mimo że była to jego prawdziwa życiówka, czujemy się dobrze, w ogóle od zakupu Kellysa na dzień dobry średnia podskoczyła mu o 2 km/h, po 300km przejechanych o kolejne 2. Jestem pod wrażeniem i tak trzymać! Na mnie ten dystans nie zrobił wrażenia, z tym zastrzeżeniem że po wypadku brakuje mi zapasów energetycznych przez co dość szybko zaczyna odcinać mi prąd i muszę się najeść - co jak się okazało - jest bardzo uciążliwe, mam nadzieję że wróci to do normy. Podczas wycieczki rower chodził przedziwnie, na 4 przy biegu na manetce 4 chodzi normalnie, jednak przerzucając na 5 nadal mam 4 na kasecie i coś zaczyna cykać jak świerszcz :P Preria leci na serwis jak najszybciej, może uda się jutro.
Dane wycieczki:
Km: | 63.19 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 20.27 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | 17.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1344kcal | Podjazdy: | 234m | Rower: | Kross Crow Preria - sprzedana |