Odwiedzić żółwia - 3 wizyta
Sobota, 22 lutego 2014 | dodano:22.02.2014
Dzisiejszym celem było odwiedzić mniej lub bardziej znany pomnik żółwia w - a jakże inaczej - Żółwiej Błoci. Do tej pory odwiedziłem go 2 razy. Pierwszy raz byłem tam przeszło 2 i pół roku temu - ustalając sobie trasę i ciekawe punkty w domu i - nie mając wtedy nawigacji - zapisując sobie jak mniej więcej jechać i co odwiedzić. I jednak można było się bez niej obejść (ale z perspektywy czasu, jakie to było niewygodne :P). Drugi raz byłem w tegoroczne lato - bodaj lipiec, ale nie mogę znaleźć wpisu - czy ja go w ogóle dodałem? Pamiętam że wtedy miałem jeszcze tylną lampę kellysa, której uchwyt urwał mi się na obozie rowerowym.
Trasa:
Żeby nie było nudno, w jedną stronę pół oklepanego "balonu", a powrót inną drogą. Z racji tego że Goleniów jest miastem "ciągle rozkopanym", i trochę tam mnie nie było jechałem na nawigacji. Nowy uchwyt miał okazję się wykazać.
W drodze do Goleniowa - równo, z wiatrem - to lubię © Abarth
Przez Goleniów na nawigacji, która poprowadziła "jak po sznurku". Mimo tego, nie ufając jej do końca przejechałem Goleniów z umiarkowaną prędkością, zwracając uwagę na znaki. Jakież było moje zdziwienie po powrocie do domu że AVG przez godzinę (zatem z przejechaniem Goleniowa) wyniosło 27,35km/h. Ale o tym później. Po nieco ponad godzinie cel podróży został osiągnięty.
Żółwia Błoć © Abarth
Wielki, kamienny żółw, z podklejoną łapą © Abarth
Żółw w całej okazałości © Abarth
Stwierdziłem że żółwia trzeba nakarmić ;) © Abarth
Wszystko spoko, tylko - jak to na wsi - dwa "ale". Po pierwsze niemal równo z minięciem znaku miejscowości, do nosa dotarł intensywny "zapach" gnojówki. Dobra, to normalne. Gorzej było przy wyjeździe. O ile wjeżdżając do wsi miałem czyste opony, tak wyjeżdżając, przednie koło złapało takie "kapsko", że jazdy być nie mogło. Od razu rower na bok, opona w kałuże i patykiem zeskrobywać brązową maź. Podczas tej czynności zauważyłem że praktycznie cały pas zieleni od wjazdu, aż do żółwia jest regularnie, gęsto pokryty psim (żeby tylko) klocem. No cóż... wychodek najwyraźniej. Po ukończeniu czyszczenia czas na powrót, tym razem z wiatrem w twarz. Nawigację odpowiednio wcześniej zaprogramowałem na Stawno i lecim. Pod wiatr młynek i 22-24 km/h. Zresztą podczas całej trasy, dostając zawczasu informację o dość mocnym "w mordę windzie", umiarkowanie wachlowałem biegami, stopniując kadencję i twardość przełożeń. Dodając asekuracyjnie przejechany Goleniów AVG w pierwszej godzinie mnie zszokowało, gdybym się zagiął, byłby rekordzik... :) W Goleniowie cyknąć spichlerz szachulcowy, uwieczniony także przeszło 2 lata temu, a także podczas dotychczasowej życiówki.
Spichlerz szachulcowy nad Iną © Abarth
W Goleniowie nie pamiętałem jak wyjechać na Stawno od strony Żółwiej Błoci, stąd posiłkowanie się nawigacją. W przeliczaniu trasy jako najkrótsza poprowadziła mnie przez jakieś peryferia Goleniowa, ale czy to ważne? Ważne że trafiłem, znowu "po sznurku" :)
Kościół w Stawnie © Abarth
Stamtąd prosto na Kliniska i do domu. Po drodze jeszcze chwila przerwy i "rzut oka" na dolinę Iny.
Dolina Iny w lutym, a tak wygląda w maju © Abarth
Na moście doładować się porcją ciastek i prosto do domu :) Po powrocie pod dom wyszło 68,8 km, także ten kilometr dokręcony w Dąbiu. I teraz ciekawostka. Po serwisie i naprawie m.in manetki, manetka zrzuca, ale nie działa "display", nie wiem jaki mam dokładnie bieg, jadę na "czuja". Chowając rower zawsze zostawiam go w pozycji przełożeń 1/3 (nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, ale przy zostawianiu na 1/1 w Prerii napęd rozregulował się po nieco ponad 4000 km...) Po "zadokowaniu" roweru jakieś było moje zdziwienie, gdy zrzucając wydawało mi się na 1/3, ja patrze, a jest 1/4... Z tego wynika że kręcąc młynek pod wiatr na zakładanym 1/4, kręciłem go na twardym (jak na te warunki) 1/5. Znając biegi, być może ograniczałem się że "po wiatr 1/3 lub 1/4 i koniec", a jak widać mogłem więcej) i może u podstaw tego leży to niespodziewane AVG (naprawdę, bez zaginania się). Kto wie... :) Faktem jest, że dzisiaj - wbrew woli - było twardo i nawet tego nie zauważyłem :D
Trasa:
Żeby nie było nudno, w jedną stronę pół oklepanego "balonu", a powrót inną drogą. Z racji tego że Goleniów jest miastem "ciągle rozkopanym", i trochę tam mnie nie było jechałem na nawigacji. Nowy uchwyt miał okazję się wykazać.
W drodze do Goleniowa - równo, z wiatrem - to lubię © Abarth
Przez Goleniów na nawigacji, która poprowadziła "jak po sznurku". Mimo tego, nie ufając jej do końca przejechałem Goleniów z umiarkowaną prędkością, zwracając uwagę na znaki. Jakież było moje zdziwienie po powrocie do domu że AVG przez godzinę (zatem z przejechaniem Goleniowa) wyniosło 27,35km/h. Ale o tym później. Po nieco ponad godzinie cel podróży został osiągnięty.
Żółwia Błoć © Abarth
Wielki, kamienny żółw, z podklejoną łapą © Abarth
Żółw w całej okazałości © Abarth
Stwierdziłem że żółwia trzeba nakarmić ;) © Abarth
Wszystko spoko, tylko - jak to na wsi - dwa "ale". Po pierwsze niemal równo z minięciem znaku miejscowości, do nosa dotarł intensywny "zapach" gnojówki. Dobra, to normalne. Gorzej było przy wyjeździe. O ile wjeżdżając do wsi miałem czyste opony, tak wyjeżdżając, przednie koło złapało takie "kapsko", że jazdy być nie mogło. Od razu rower na bok, opona w kałuże i patykiem zeskrobywać brązową maź. Podczas tej czynności zauważyłem że praktycznie cały pas zieleni od wjazdu, aż do żółwia jest regularnie, gęsto pokryty psim (żeby tylko) klocem. No cóż... wychodek najwyraźniej. Po ukończeniu czyszczenia czas na powrót, tym razem z wiatrem w twarz. Nawigację odpowiednio wcześniej zaprogramowałem na Stawno i lecim. Pod wiatr młynek i 22-24 km/h. Zresztą podczas całej trasy, dostając zawczasu informację o dość mocnym "w mordę windzie", umiarkowanie wachlowałem biegami, stopniując kadencję i twardość przełożeń. Dodając asekuracyjnie przejechany Goleniów AVG w pierwszej godzinie mnie zszokowało, gdybym się zagiął, byłby rekordzik... :) W Goleniowie cyknąć spichlerz szachulcowy, uwieczniony także przeszło 2 lata temu, a także podczas dotychczasowej życiówki.
Spichlerz szachulcowy nad Iną © Abarth
W Goleniowie nie pamiętałem jak wyjechać na Stawno od strony Żółwiej Błoci, stąd posiłkowanie się nawigacją. W przeliczaniu trasy jako najkrótsza poprowadziła mnie przez jakieś peryferia Goleniowa, ale czy to ważne? Ważne że trafiłem, znowu "po sznurku" :)
Kościół w Stawnie © Abarth
Stamtąd prosto na Kliniska i do domu. Po drodze jeszcze chwila przerwy i "rzut oka" na dolinę Iny.
Dolina Iny w lutym, a tak wygląda w maju © Abarth
Na moście doładować się porcją ciastek i prosto do domu :) Po powrocie pod dom wyszło 68,8 km, także ten kilometr dokręcony w Dąbiu. I teraz ciekawostka. Po serwisie i naprawie m.in manetki, manetka zrzuca, ale nie działa "display", nie wiem jaki mam dokładnie bieg, jadę na "czuja". Chowając rower zawsze zostawiam go w pozycji przełożeń 1/3 (nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, ale przy zostawianiu na 1/1 w Prerii napęd rozregulował się po nieco ponad 4000 km...) Po "zadokowaniu" roweru jakieś było moje zdziwienie, gdy zrzucając wydawało mi się na 1/3, ja patrze, a jest 1/4... Z tego wynika że kręcąc młynek pod wiatr na zakładanym 1/4, kręciłem go na twardym (jak na te warunki) 1/5. Znając biegi, być może ograniczałem się że "po wiatr 1/3 lub 1/4 i koniec", a jak widać mogłem więcej) i może u podstaw tego leży to niespodziewane AVG (naprawdę, bez zaginania się). Kto wie... :) Faktem jest, że dzisiaj - wbrew woli - było twardo i nawet tego nie zauważyłem :D
Dane wycieczki:
Km: | 70.29 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 03:02 | km/h: | 23.17 |
Pr. maks.: | 48.50 | Temperatura: | 9.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1587kcal | Podjazdy: | 282m | Rower: | Schwinn Searcher Comp Disc |
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!